12 stycznia

Dziś oddaliśmy auto do wypożyczalni - staraliśmy się jak mogliśmy przy pomocy chusteczek dziecięcych do pupy zamaskować ślady dwóch rzygów Jaśka - efekt był całkiem - bo nikt nie zgłosił pretensji. Za to panu zrobiły się okrągłe oczka ze zdumienia gdy doszło do odczytu licznika. W 10 dni udało nam się zrobić 1930 km - to całkiem niezły wynik :)
Nie będę już opisywać pozostałego tygodnia: wyglądał podobnie - rano wsadzaliśmy nasze pupy w autobus i stojąc w większych lub mniejszych korkach (raczej większych) docieraliśmy do metra, które wiozło nas w okolice centrum. I tam zaczynaliśmy szlajanie się po okolicy. Szlajaliśmy się na przykład w okolicach Placu Onomnia i Monastiraki - a jest to doświadczenie szczególne. Te okolice podporządkowane są handlowi. Można tu kupić wszystko: sklepy z ziołami i przyprawami, ogrodnicze, z artykułami metalowymi, stare meble, dewocjonalia, odzież - no wszystko, wszystko. Oczywiście sklepy nie były w stanie utrzymać się w ryzach zajmowanego lokalu - w południowym stylu wszystko to "wylewało się" na ulicę, tworząc niesamowity kolorowy bałagan. Weszliśmy też do hali targowej - w jednej części urzędowali rzeźnicy, na bieżąco krojąc mięso na odpowiednie porcje, w drugiej słychać było okrzyki sprzedawców ryb i owoców morza.

sprzedawcy w oczekiwaniu na klienta umilają sobie czas grając w narodową grę wywodzącą się ze starożytności - tavli



ikonę? a może kaloszki?

targ rybny


targ mięsny

raj dla osób robiących biżuterię

Weszliśmy na najwyższe wzgórze w Atenach - Likavitos - skąd rozpościera się oszałamiający widok na całą metropolię: widać jakie Ateny są ogromne!





Oczywiście weszliśmy na Akropol - mając lekkiego stracha, gdyż tą atrakcję zostawiliśmy sobie na ostatni dzień. Wiktor od samego początku chciał wejść "na ten duży zamek" - ale w Nowy Rok Akropol był nieczynny, potem ruszyliśmy w objazd Półwyspu. Gdyby teraz okazało się, że z jakiegoś powodu znów jest zamknięte - nie wiem jakbyśmy to wytłumaczyli Wiktorowi. Na szczęście obyło się bez niemiłych niespodzianek.

teatr Dionizosa

wchodzimy na Akropol



ta wyrwa - to pamiątka po Turkach, którzy w świątyni urządzili zbrojownię - wybuchł im proch


Ateny pożegnały nas brzydką pogodą: było chłodno, bardzo wietrznie i przez większość czasu lało. Udało nam się wcelować w jakąś dziurę w chmurach i na sucho przemknąć się do autobusu.
A po południu przywitał nas swojski mrozik w Warszawie...

czekamy na metro na lotnisko



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz